wtorek, 5 kwietnia 2011

Z laptopem do szkoły? Oby nie.

Kilka dni temu internetem zawładnęła przełomowa wiadomość - od nowego roku szkolnego rząd planuje zakupić netbooki dla wszystkich pierwszoklasistów! Aby zrealizować cel, ma zamiar sfinansować projekt dzięki pieniądzom z otrzymanych opłat operatorów komórkowych (Era, Plus, Orange). Władze w ten sposób zamierzają wyrównywać szanse uczniów, pochodzących z rodzin o różnym statusie majątkowym i społecznym oraz zrewolucjonizować szkolną edukację. 

Pomysł postanowiłyśmy wziąć pod lupę.
Sama idea w swoich założeniach brzmi dość dwuznacznie, mianowicie nasuwa się pytanie, jak wdrożyć tak innowacyjny pomysł w realia polskiego szkolnictwa?
Czy nauczyciele są w stanie podołać wyzwaniu, jakim byłoby prowadzenie zajęć z wykorzystaniem cyfrowej technologii?
W większości polskich placówek, nauczyciele mają znikomą możliwość korzystania ze sprzętu z dostępem do bezprzewodowego internetu. Do braku integracji metod nauczania z zastosowaniem nowoczesnego sprzętu przyczynia się też nieodpowiednie przygotowanie merytoryczne nauczycieli  na studiach pedagogicznych, które wielu z nich kończyło w czasach, gdy o komputerze w szkole nikt nawet nie marzył. Chociaż podstawowa obsługa komputera nie stanowi dla nich problemu, konfiguracja ustawień, podłączanie innych urządzeń czy obsługa bardziej skomplikowanych programów są dla nich nie lada wyzwaniem. Nie są w stanie prowadzić lekcji, zanim sami nie przejdą gruntownego szkolenia i nie nauczą się sprawnie posługiwać sprzętem. Co im "grozi"? Jak sami przyznają, nie chcą stracić autorytetu, bo przecież dziecko wie znacznie więcej od niego o możliwościach komputera i internetu. 
A jeśli nawet nauczyciel przejdzie szkolenie i podejmie się wyzwania, pozostaje jeszcze szereg niewiadomych, w zakresie jakości edukacyjnych oraz eksploatacji takiego komputera. 
Jak będą wyglądały takie lekcje? Kto będzie sprawował kontrolę nad tym, co dzieci oglądają, z czego korzystają? Jakie aplikacje będą dostępne na takim netbooku? Czy dziecko samo będzie mogło instalować programy, czy będzie to robił nauczyciel albo rodzic? 
Gdzie sprzęt będzie przechowywany? Jak będzie się ładować baterię? Jak zamierzają rozwiązać kwestię dostarczenia energii oraz sieci w każdej ze sal szkolnych? Czy ławki będą do tego dostosowane? Czy komputery będzie można chować w specjalnej szkolnej szafce, czy będą leżały w plecaku, na korytarzu, narażone na połamanie, rzucenie, podeptanie?
Pytań jest wiele, a konkretów brak. Do absurdalnego pomysłu dochodzą dość kontrowersyjne tematy aktualnych artykułów, podejmujących owo zagadnienie, np. "Laptop dla pierwszaka. Internet zaniedbany jak edukacja seksualna". Nasuwa się mimowolne skojarzenie z kiełbasą wyborczą, tym bardziej jeśli nowy artykuł zestawi się z analogicznym tematem podjętym trzy lata temu, kiedy rząd obiecał również laptopy, tylko że dla gimnazjalistów. Pozwolę sobie zacytować wypowiedź Donalda Tuska z tamtego wywiadu: "Czas na informatyczną rewolucję w szkołach. Tak jak każdy polski uczeń ma prawo do ciepłego posiłku, tak powinien mieć dostęp do komputera, oprogramowania edukacyjnego i internetu." 
Najpierw był ciepły posiłek, a teraz jest edukacja seksualna... Zastanówmy się, czy aby rzeczywiście porównywanie tych dwóch aspektów ze sobą, nie zostało wyolbrzymione? Sondaże wskazują, że 90% dzieci posiada w domu dostęp do internetu, czy to oznacza że również 90% dzieci posiada odpowiednią edukację seksualną/ dostaje ciepły posiłek? Porównania okazują się być trafione niczym kulą w płot. 
Zamiast nawoływać do kupowania każdemu dziecku laptopa, osobiście czyniłabym kompletnie na odwrót. Robiłabym wszystko, aby laptopy nie stały się podstawowym narzędziem w szkole. Wystarczy poczytać na różnych forach młodzieżowych, że laptopy juz teraz zabierają do szkoły licealiści, a naturalną koleją rzeczy będzie zaniżanie tej "poprzeczki", aż siedmiolatkowie sami z najnowszym modelem notebooka zawitają w szkole i to bez miernej pomocy rządu.
Co się wydarzy, jeśli komputer zawładnie całkowicie oświatą i placówką edukacyjno-społeczną, jaką dotąd była szkoła?
Nastąpi całkowita hegemonia technologii, mająca swoją specyficzną nazwę w naukowym środowisku - określana "technopolem"?
Jeden z badaczy, profesor zajmujący się zagadnieniem technologii dekoracyjniej i jej funkcjonowaniem w szkole, Maciej Sysło, zauważył i ostrzegał przed tym zjawiskiem wiele lat temu. 

Wprowadzanie w nasze życie technologii informacyjnej, aby wyrównać szanse, czyli zapobiec "digital divide", w rzeczywistości pogłębi te nierówności. Dodatkowo uczyni z edukacji "niewolnicę", swoistą maszynę dydaktyczną, zasilającą rynek produkcji. Wystarczy, że my sami jesteśmy zniewoleni najnowszymi technologiami. Ratujmy przed tym szkoły oraz nasze dzieci!
źródło: http://wyborcza.pl/1,76842,9331283,Laptop_dla_ucznia__Drugie_podejscie.html
http://wyborcza.pl/1,76842,9343822,Laptop_dla_pierwszaka__Internet_zaniedbany_jak_edukacja.html
http://wyborcza.pl/1,85996,5255349,Rzad_obiecuje_podarowac_gimnazjalistom_laptopy.html
http://szkola.wp.pl/kat,108802,title,Miliard-zlotych-na-netbooki,wid,13264821,page,3,wiadomosc.html?ticaid=1c137&_ticrsn=5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz