wtorek, 24 maja 2011

O zacieraniu granic filmu i fotografii - zabawy światłem.

Dotychczasowe artykuły wiązały się więcej z problemami pedagogicznymi, a tym razem chciałabym poruszyć zagadnienie bardziej z dziedziny kultury i sztuki, mocno powiązanym z technologią cyfrową.

Nie sposób jest pominąć zagadnienie rozwoju fotografii, która wraz z przemianami technologicznymi, wysoką digitalizacją naszego współczesnego życia, staje się coraz mniej podobna do swojej "przodkini". Dotychczasowy stały, trwały obraz, jakim było dzieło namalowane na płótnie przez artystę, straciło na swoim znaczeniu - bycia niezmiennym. Jak bardzo fotografia odeszła od tradycyjnego "uwieczniania" ważnych chwil życia człowieka, świadczą coraz śmielsze projekty łączenia technik cyfrowych z obrazem, aby interaktywnie włączyć widza w zabawę.
Pierwszym wydarzeniem , które zrobiło na mnie wrażenie i skłoniło do refleksji, był widok potężnego zestawu kina domowego, wraz z cyfrowym telewizorem z funkcją 3D. Przy sprzęcie siedział młody mężczyzna, na głowie miał założone okulary wymagane do oglądania trójwymiarowych filmów, w prawej ręce trzymał pilot od telewizji, a w lewej dzierżył drugi pilot do nawigowania całego zestawu nagłaśniającego. Sprawiał wrażenie całkowicie oderwanego od rzeczywistości - tego, że znajduje się w sklepie, że obok niego przechodzą ludzie i mu się przypatrują. Pomyślałam sobie, że ten oto mężczyzna nie tylko że przekroczył barierę tego co jest płaskim obrazem a co wręcz na wyciągnięcie ręki, ale również zaburzył granice między przestrzenią prywatną gdzie oglądam film na swoim sprzęcie a publiczną jaką była hala sklepowa.

Kilka dni później po tym wydarzeniu, natknęłam się na ciekawy artykuł, idealnie pasujący do początkowych mych rozważaniach, które wywołał mężczyzna w sklepie. Dotyczył jednej z młodych albo dynamicznie rozwijających się gałęzi nowoczesnej fotografii, jaka jest tzw. light painting. Żródłosłowie, zdradzałoby  że wracamy jednak do przeszłości, do wielkich malarzy i ich obrazów, tylko że teraz malujemy światłem.
Technika w dalekim stopniu wiąże się z pierwszymi eksperymentatorami fotografii, czyli surrealistami. Jednakże współczesne dzieła w niesamowity sposób łączą fantastyczne elementy z realnym otoczeniem. Jeden ze współczesnych fotografów-malarzy światłem, David Gilliver, ozdobił kolorowymi serpentynami, kołami stare bunkty z II wojny światowej. Nie zamierzam interpretować miejsca jakie wybrał artysta, lecz pragnę się skupić na jego osiągniętym efekcie wizualnym. Istotne w tej technice jest nieużywanie graficznych "ulepszaczy" obrazu, typu Photoshop, Gimp itd. Fotograf uzyskał efekt poprzez wykonywanie zdjęć aparatem ustawionym w trybie nocnym, który potrzebuje dużo czasu aby obraz naświetlić. W momencie rejestrowania, David przechadzał się przed aparatem, trzymając w ręce zapalone lampy diodowe. Odpowiednio poruszając nimi, układając ręce w ustalone przez siebie wcześniej figury, zdołał sposób piorunujący efekt "malowania pędzlem diodowym" po naturze. 
Sam "malarz" wyjaśnia, że nie widać go na tych zdjęciach, ponieważ ubiera się cały na czarno, tak aby silne światło diodowe, pochłonęło widoczność jego sylwetki. Lecz zapewnia że na każdym z nich jest obecny. Pomyślałam sobie wtedy - gdzie ta granica między fikcja a realizmem? Tutaj jest ona właściwie umowna. Autentyczne lampy, człowiek, sceneria, aparat. Tylko technika dobrana w taki sposób, że uzyskuje się absolutnie niewyobrażalne zdjęcia. Zabawa światłem jest teraz niezwykle popularnym motywem, o czym może świadczyć inna akcja, już mnie zjawiskowa ale również zachwycająca pomysłem. Jest to projekt P.I.W.O., czyli Potężny Indeksowy Wyświetlacz Oknowy. Został stworzony przez studentów Politechniki Wrocławskiej i polega  na operowaniu kilkoma światłami, zamontowanymi w pokojach wysokiego bloku (zazwyczaj akademika:)),  tak że jego okna w wybranych sekwencjach wyświetlają pożądany kolor.Na całości fasady uzyskuje się w ten sposób obraz. W tym roku projekt zawitał na pomorskich juwenaliach, na Politechnice Gdańskiej. Poniżej zamieszczam film który udało mi się nagrać, jednocześnie zastrzeżam, że efekt na żywo był znacznie zabawniejszy i porażający wzrokowo. 
Co o tych pomysłach sądzicie? Czy rzeczywiście fotografia tradycyjna wymiera? Czy podoba wam się zanikanie granic i łączenie różnych zmysłów aby uzyskać maksymalnie realistyczny obraz? Czy może mieć to wpływ na nasze przyszłe, codzienne życie? Jeżeli tak, to jaki? Zapraszamy do refleksji oraz dyskusji. 
źródło: http://www.mymodernmet.com/profiles/blogs/light-painting-on-formerhttp://www.piwo.pwr.wroc.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz